Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 22 listopada 2024 00:17
Reklama jak rozmawiać ze sztuczną inteligencją
Reklama

Wspomnienie

To był chłodny, wilgotny, późnojesienny wieczór. Jak zwykle o tej porze roku dzień już się skończył i robiło się coraz ciemniej. Do tego podnosiła się i gęstniała mgła. Nam dzieciom było jednak tego dnia zbyt mało. Pomimo szybko zapadających ciemności bawiliśmy się dalej.
Wspomnienie
Ulica Kościuszki w Moryniu

Autor: chojnakulturalnie

Na miejsce zabawy tym razem wybraliśmy sobie podwórko kamienicy przy ulicy Kościuszki. Na jej zapleczu znajdowała się w owym czasie piekarnia. 

- Pałka, zapałka dwa kije kto się nie schowa ten kryje! Liczę do dziesięciu: jeden, dwa……

Na te słowa wszyscy w popłochu rozbiegliśmy się. Jedni szukali jakiejś dobrej kryjówki z której można by było się dobrze „zaklepać”, a inni takiej w której dobrze można by było się skryć. Ja należałem do tej drugiej grupy. Wskoczyłem w zakamarek pomiędzy jakimś betonowym śmietnikiem i górą leżących kartonowych pudeł.

- Dziewięć, dziesięć. Szukam!!!

Przestałem się ruszać, a nawet oddychać. Jednym słowem zamarłem skryty w tej wybranej przez siebie kryjówce. Jednak pomimo ciemności widziałem i słyszałem szukającego nas kolegę. Nagle zobaczyłem biegnącą postać.

- Raz, dwa, trzy za siebie!!!

Po głosie rozpoznałem, że to Wojtek się właśnie „zaklepał”. Tak więc Staszek musiał szukać nas dalej. Nagle coś zachrobotało, zaskrzypiało i otworzyły się drzwi piekarni. Jasny snop światła padł na podwórko i to w miejsce, w którym właśnie siedziałem. Początkowo ta jasność całkowicie mnie oślepiła, ale po chwili zobaczyłem stojącego w drzwiach dobrze zbudowanego mężczyznę, który coś trzymał w swoich wielkich dłoniach. 

Pewnie nas zaraz pogoni! Pomyślałem sobie. Będzie złorzeczył, a może jeszcze w nas czymś rzuci. Przerażony tą myślą, skuliłem się jeszcze mocniej za kartonami. Wtedy mężczyzna krzyknął:

- Robert! Robert! Jesteś tu? Chodź tu do mnie!

Nagle krzaki obok mnie zaczęły się kołysać i łamać. W końcu wyszedł z niech wołany Robert:

- Tato psujesz nam zabawę! - krzyknął obrażony.

- Chodź tu i masz! - powiedział ojciec Roberta. Dał mu to co trzymał do tej pory w swoich dłoniach i zamknął drzwi. Znowu na podwórku zapadła wilgotna i mglista ciemność.

- Chłopaki! Chłopaki! Chodźcie tu! - zawołał Robert. 

Wszyscy wyskoczyliśmy ze swoich kryjówek. Robert trzymał gorące, świeżo upieczone dwa bochenki chleba. Zaczęliśmy je łamać i zajadać się nimi. Ciepło tego chleba rozgrzało nas bardzo przyjemnie w ten jesienny, wilgotny i zimny wieczór.

Teraz jak przyjeżdżam do swojego rodzinnego Morynia, to to miasteczko mi smakuje i pachnie. Smakuje i pachnie tak samo jak wtedy w ten zapamiętany przeze mnie jesienny wieczór – świeżym, pachnącym i ciepłym chlebem.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama