Kajtek rośnie. Nie jestem w stanie tego powstrzymać. Zresztą, byłoby to nieludzkie. Wiemy jednak doskonale, że każdy dodatkowy gram zbliża nas do nieuchronnej granicy 13,5 kg, za którą, jeśli nie zdążymy zebrać środków, jest już tylko rozpacz. Cała ta walka pójdzie na marne, a Kajtuś straci swoją życiową szansę.
Wiem doskonale, że czasy są podłe i nie mógł nam się trafić gorszy rok na tak trudną misję do wykonania. Ludzie tracą swoje firmy, nie wiedzą, czy jutro będą mieli gdzie pójść do pracy. I gdzieś pomiędzy tym wszystkim jestem ja, mama tego uroczego chłopczyka, która krzyczy, błaga o pomoc. Mama, która zapomniała jak wygląda zwyczajne macierzyństwo. Mama, która zamiast skupić całą uwagę na dziecku, odświeża po 100 razy dziennie zbiórkę, żeby sprawdzić, ile jeszcze brakuje...
Jak tylko to wszystko się skończy, obiecuję dać Wam spokój i przestać rozpaczliwie prosić o pomoc. Teraz jednak nie mam wyjścia, jestem to winna Kajtusiowi. Przecież on sobie nie wybrał takiego losu... Nie miał wpływu na tę śmiertelnie niebezpieczną chorobę.
Kochani, bądźcie z nami, pomóżcie jeszcze wskrzesić tę zbiórkę. Tylko z Waszym wsparciem może nam się uda...
Paulina - mama
Wpłat można dokonywać za pośrednictwem strony siepomaga:
albo poprzez licytacje:
Napisz komentarz
Komentarze