Ministerstwo Zdrowia przekazało dzisiaj, że mamy w Polsce 25 484 nowych przypadków zakażeń. Ostatniej doby w wyniku epidemii zmarło w kraju 330 osób.
Z ostatnich danych i wydarzeń możemy sobie wysunąć pewne wnioski dla siebie. Najważniejszy to nie wpaść w niezbyt już wydolny system . Czyli zachowywać dystans społeczny, dezynfekować ręce i przebywać w towarzystwie, gdzie zasłania się usta i nos. Inna sprawa to zakażenia domowe, o których wypowiada się prof. Paweł Grzesiowski.
Dane z regionu
Dzisiejsza, najświeższa informacja z sanepidu:
-Informujemy, że na terenie województwa zachodniopomorskiego mamy dzisiaj 738 kolejnych przypadków zakażenia wirusem SARS-CoV-2. W sumie liczba osób zakażonych koronawirusem w naszym regionie wynosi 18381/186 (wszystkie pozytywne przypadki/w tym osoby zmarłe) - informuje Małgorzata Kapłan, rzecznik prasowy Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Szczecinie.
Wśród zakażonych są m.in. mieszkańcy gmin Chojna i Cedynia. Co ciekawe, duży procent to nauczyciele ze szkół i przedszkoli, co by wskazywało, że głównym transmiterem mogły być dzieci... Nie zapominajmy też o licznych u nas punktach usługowych i targowiskach, teraz mniej uczęszczanych, ale jednak. Tu trzeba szczególnie uważać, bo nigdy nie wiemy skąd przyjechał gość, którego często widzimy pierwszy raz na oczy.
Śmierć we własnym łóżku
Ostatniej doby zmarła 59-letnia kobieta, której nie zdążono przewieźć do szpitala aby jej pomóc. Była w tak zwanej izolacji domowej. Co to znaczy? Miała stwierdzony Covid-19. Nie miała poważniejszych objawów, więc zostawiono ją w domu. W szpitalu nie ma miejsc dla wszystkich chorych. Do szpitala zabierane są najcięższe przypadki i ludzie z dużym ryzykiem z powodu poważnych chorób współistniejących. Jednak zmiana stanu zdrowia w przypadku zakażenia może nastąpić bardzo szybko.
Wielu zakażonych w naszym regionie leczy się w domu. Muszą bacznie się obserwować, aby w razie czego w odpowiednim czasie poinformować lekarza. W przypadku gwałtownego pogorszenia stanu zdrowia nie ma co czekać.
Szpital covidowy w Gryfinie
Brakuje miejsc w szpitalach. Dlatego nawet małe szpitale powiatowe przekształcone są w covoidowe.
-Tak, mamy już w naszej placówce czterech pacjentów. Skierowano do nas lżejsze przypadki – potwierdza igryfino Piotr Ignaciuk, prezes zarządu Szpitala Powiatowego w Gryfinie Sp. z o.o.
Po kilkudniowych przygotowaniach lecznica w Gryfinie stała się szpitalem „covidowym”.
Przed szpital pierwsza karetka „covidowa” podjechała w poniedziałek (9 listopada 2020 r.) wieczorem. Dziś przyjechały kolejne trzy. Chorych kieruje do Gryfina Samodzielny Publiczny Wojewódzki Szpital Zespolony w Szczecinie przy ulicy Arkońskiej. Tam placówka jest przepełniona i przyjmuje tylko najcięższe przypadki. Lżejsze są kierowane m.in. do Gryfina.
-Szpital w Gryfinie będzie przyjmował pacjentów zakażonych koronawirusem sukcesywnie, na miarę możliwości jakie może zabezpieczyć, docelowo do liczby łózek wskazanej w decyzji nr 1/2020 wojewody zachodniopomorskiego z 2 listopada 2020 r., tj. 32. Wszystkie decyzje o przywiezieniu pacjenta są i będą uzgadniane z wojewódzkim konsultantem ds. chorób zakaźnych. W szpitalu będzie pracował dotychczasowy personel medyczny na sprzęcie, który jest obecnie dostępny w jego zasobach. W zakresie zwiększenia potencjału kadrowego oraz sprzętu, szpital złożył zapotrzebowanie do wojewody zachodniopomorskiego. Szpital posiada 2 respiratory, w tym jeden transportowy – mówi portalowi igryfino nam Piotr Ignaciuk, prezes zarządu Szpitala Powiatowego w Gryfinie.
Problemem jest brak specjalistycznego sprzętu, brakuje odpowiedniej liczby specjalistów. Wszak kadra szpitala to nie lekarze epidemiolodzy…
Gdzie się zarażamy
Powoli wygasa ognisko w szkołach. Według nowych opracowań choroba pojawia się od 1 nawet do 20 dni po zakażeniu. Do tej pory przyjmowało się, że to 5-6 dni. Najpierw na zdalne nauczanie przeszły dzieci i młodzież kl. IV-VIII oraz z placówek ponadpodstawowych, niedawno także klasy I-III. Do tej pory dzieci się „mieszały”, a teraz pozostały w domu. Specjaliści wskazują, że obecnie główne źródło zachorowań to… domy. Wspomniany prof. Paweł Grzesiowski oblicza, że obecnie około 75 proc. wszystkich osób chorujących na COVID-19 to osoby, które zaraziły się w rodzinie od innych domowników, a nie w miejscu pracy, na ulicy, czy w sklepie.
-Jeżeli mamy osoby starsze w domach, które chorują i kończy się to szpitalem, to niestety na to nie będzie miał wpływu żaden lockdown. Te ogniska domowe muszą się "wypalić" - uważa prof. Paweł Grzesiowski pytany przez portal interia.pl. - Nie możemy ludziom nakazać w domu utrzymywania odległości miedzy sobą i noszenia masek. Możemy tylko apelować o zachowanie higieny, dezynfekcję rąk i zgłaszanie się chorych do izolatoriów, jeśli w małym mieszkaniu mieszka duża rodzina, a reszta domowników jest zdrowa. Wtedy jest szansa, że ta osoba nie zarazi reszty – doradza profesor.
Znamienne, że profesor w tym momencie nie poleca lockdownu. Unikajmy zatem dłuższych odwiedzin i bliskich kontaktów, a preferujmy kontakt on-line, dystans społeczny oraz zasłanianie ust i nosa. Wszak wirus przenosi się głównie drogą kropelkową. Takie mamy koronwirusowe czasy.
Napisz komentarz
Komentarze