O godz.11 00 rozgrywane są mecze. O godz. 13 00 rusza piknik charytatywny, na godz. 14.30 zaplanowano główną licytację.
-Musieliśmy przyjechać dzisiaj do Chojny i wziąć udział w charytatywnym przedsięwzięciu dla Grzegorza Jędrzejczaka. Tak podpowiedziało mi serce, skrzyknąłem grupę i jesteśmy – mówi nam Grzegorz Karczewski z Gryfina. Pasją Grzegorza jest motoryzacja. W związku z tym on i jego przyjaciele postanowili zaprezentować w Chojnie 4 października 2020 r. kultowe pojazdy na imprezie charytatywnej „Wygramy z rakiem”.
Będzie okazja do przejażdżki i zrobienia pamiątkowych fotografii. Na stadionie w Chojnie będzie Hammer wojskowy, Żuk, syrena, Warszawa, Fiat 125 i Fiat 126,Mercedes straż pożarna, Honker wojskowy karetka pogotowia, gaziki, motory WSK, WFM, kilka kabrioletów, będzie grupa z Dębna samochodami wojskowymi – wymienia Tomasz Karczewski.
Także ekipa Jakuba Korżyńskiego dołączyła do akcji charytatywnej dla Grzegorza. Będziemy mogli w niedzielę dotknąć, zobaczyć i zrobić sobie zdjęcie w pięknych wnętrzach klasycznych cabrio.
Podczas akcji charytatywnej nie mogło zabraknąć grupy wolontariuszy z Gryfina z Ewą Lewczuk na czele. Razem z przewodniczącym Rady Miejskiej w Gryfinie Rafałem Gugą przywieźli mnóstwo niespodzianek-upominków.
A tak z parkingu koło Netto w Chojnie zmotoryzowana ekipa wyruszyła na stadion sportowy - główne miejsce imprezy:
Razem WYGRAMY GRĘ O ŻYCIE!
Grzegorz Jędrzejczak ukończył Technikum Samochodowe i stąd jego pierwsza pasja- motoryzacja. Studiował w Instytucie Kultury Fizycznej w Szczecinie. Jako NAUCZYCIEL wychowania fizycznego przez dziewiętnaście lat starał się podzielić swoją drugą pasją, czyli sportem i ukochaną dyscypliną -piłką nożną. Pełniąc swoją misję przekazywał zasady fair play, uczył sprawiedliwości i szacunku do sportu. Pełniąc funkcję wychowawcy świetlicy środowiskowej przez pięć lat wskazywał wartości, uczył dyscypliny i samorealizacji. Dzisiaj przed Nim najtrudniejszy mecz. Stąd prośba o pomoc i wsparcie akcji charytatywnej dla Grzegorza .
Grzegorz Jędrzejczak z Chojny o swojej walce z nowotworem:
W czerwcu minął rok od momentu, w którym całe moje dotychczasowe życie przestało istnieć. Rozpłynęło się niczym fatamorgana, w której mniej lub bardziej świadomie uczestniczyłem. Przeszłe życie okazało się być pięknym snem, którego wcześniej nie doceniałem wystarczająco mocno. Ulotnił się, a ja błądzę teraz po pustyni ramię w ramię z najstraszniejszą chorobą. Nigdy nie sądziłem, że tę walkę przyjdzie stoczyć właśnie mi. Poszukuję wody, odrobiny cienia, w którym mógłbym odetchnąć. Jestem wyczerpany. Wygra rak lub ja. Wiem, że w pojedynkę jestem bardzo słaby, dlatego proszę o pomoc!
Ból łopatki. Osłabienie. Wielu ludzi ma do czynienia z takimi dolegliwościami na co dzień. To nie było nic niepokojącego. Czy tak niewinnie może zacząć się nowotwór? Okazuje się, że tak…
Otrzymałem tę przeraźliwą diagnozę. Brzmiała ona: nowotwór jasnokomórkowy nerki… Z przerzutami... Po miesiącu lekarze skierowali mnie do szpitala w Szczecinie na prześwietlenie płuc. Tam odbyła się pierwsza operacja. Usunięto mi dwa guzy oraz nerkę. Pozostały jeszcze dwa guzy przy kręgosłupie. Znajdują się na odcinku piersiowym i krzyżowym. Wnikają w trzony kręgów i naciskają na rdzeń kręgowy. W celu podjęcia dalszych kroków guzy muszą zmniejszyć się na tyle, aby była możliwość leczenia ortopedycznego. Chemioterapia i radioterapia nie przynoszą zamierzonego efektu. Mój organizm jest już skrajnie wycieńczony. Szansą na wsparcie chemioterapii i organizmu w walce z guzami jest nierefundowana terapia w klinice IMC w Żernikach Wrocławskich. Ostatnie oszczędności i wsparcie rodziny pozwoliły jedynie na jej rozpoczęcie w ubiegłym miesiącu. Kontynuacja terapii nie jest możliwa bez Państwa pomocy. Liczy się czas i każda złotówka.
Do czerwca ubiegłego roku prowadziłem bardzo aktywny tryb życia. Tym trudniej jest mi odnaleźć się w obecnej sytuacji. Jestem nauczycielem. Uczyłem WF-u w szkole. 20-letni staż niech świadczy o tym, jak bardzo lubię to, co robię. Jak wielką sympatią darzę moich uczniów i współpracowników. Każdego dnia szedłem do pracy z uśmiechem na ustach. Marzę o tym, aby znowu być zdrowym, aby móc wrócić do swojej codzienności, która w obliczu tego, z czym mierzę się obecnie, była niezwykła. Moja aktualna rzeczywistość to tabletki, zastrzyki. Ból, cierpienie, łzy...
Mimo wszystkich przeciwności - nie poddaję się. Chcę walczyć dalej dla mojej żony i synów. Mateusz ma 16 lat, a Bartek 8. Pamiętam siebie samego zarówno z wieku nastoletniego, jak i dziecięcego. Wiem, jak bardzo moi chłopcy potrzebują ojca. Bartek przychodzi do mnie, przytula się. Pociesza mnie fakt, że jest jeszcze zbyt mały, aby całkowicie zrozumieć, co teraz dzieje się z jego tatą. Czekam na dzień, w którym znowu będę mógł grać z nim w piłkę. Biegać. Bawić się. Chcę wyzdrowieć, aby pokazać moim chłopcom, że świat jest pięknym miejscem, w którym wydarzyć się może wiele dobrego.
Pytanie, które bez przerwy krąży w mojej głowie to - ile czasu mi jeszcze zostało? Staram się być silny, aby pokazać moim synom oraz uczniom, że nie można się poddawać nawet w obliczu takiej diagnozy, jak nowotwór. Jednak walczę od roku i już brak mi sił. Jestem jedną z tych osób, które nie proszą o pomoc, dopóki naprawdę sytuacja nie jest postawiona na ostrzu noża. W tym momencie nie proszę, lecz błagam. Z całego serca błagam o pomoc...
Wpłaty można kierować tutaj: https://www.siepomaga.pl/grzegorz-jedrzejczak?fbclid=IwAR1xZYFMDBq2Oi91_KW8DqfFvRx9LxuBJ-LLZtK2KOemnn2eUvLBE7H33Uw
Napisz komentarz
Komentarze